8 stycznia 2014

Niebezpieczne związki - recenzja "Don Jona"

       Don Jon wprost kojarzy się Don Juanem. Tylko w tym filmie jest to Don Juan naszych czasów – bezpośredni, spakowany, nażelowany i traktujący relacje międzyludzkie wielce powierzchownie. Debiutujący reżysersko i scenariuszowo Joseph Gordon – Levitt stara się podołać zadaniu, które sam sobie narzucił i udaje mu się to tylko częściowo. Don Jon jest dużo lżejszą i bardzo luźną wariacją na tematy podjęte we „Wstydzie” McQueena. Film, który w zamierzeniu pod warstwą lekkości miał ukrywać poważniejsze zagadnienia, sprawdza się do chwili, gdy Gordon – Levitt nie zechciał wyciągnąć wniosków.     

Źródło: http://www.connectsavannah.com
    Reżyser, scenarzysta i aktor w jednej osobie opowiada tutaj o chłopaku, który ma dwa ulubione zajęcia: ocenianie z kolegami dziewczyn na dyskotece a następnie „wyrywanie” tych z notą powyżej osiem; zaspokajanie swoich niespełnionych fantazji i pożądania poprzez oglądanie porno w Internecie. Do tego jeszcze można dołączyć kłótnie z amerykańskim ojcem przy amerykańskim obiedzie z amerykańską matką przy amerykańskiej telewizji u boku. Całość zamyka klamra w postaci regularnych wycieczek do kościoła, spowiedzi z przygodnego seksu z kobietą i komputerem, pokuty zaleconej przez zblazowanego księdza. Kołowrotek zdarzeń zwalnia, gdy protagonista poznaje Barbarę (Scarlett Johansson), której przydziela oczywiście „dyszkę” i tutaj zaczynają się jego kłopoty. Na kimś zaczyna mu zależeć (może też dlatego, że Basieńka z początku odrzuca jego amory). I tak nasz birbant, utracjusz i lowelas staje przed niezwykle trudną misją do realizacji – budową związku. Zadanie okaże się tym trudniejsze, że zarówno on, jak i jego wystrzałowa wybranka nie są pozbawieni wad a proces „docierania” okaże się nad wyraz trudny dla obojga.
            Bohater przechodzi stopniową przemianę, która w punkcie kulminacyjnym wydaje się niemal tak samo naciągana, jak przemiana Andrzeja Chyry w „Komorniku” – z kolan powstaje nowy człowiek. Niemniej, pojawia się tym filmie wiele prawdy. Jon słusznie konstatuje, że „porno jest lepsze niż real” i przekonuje się, że jak trudno stworzyć relację opartą na wzajemnym szacunku i zrozumieniu. W czasach, gdy wiele rzeczy jest szybkie i lekkostrawne, cierpliwość, konsekwencja i tolerancja są na wagę złota. Jon jest daleki od ideału partnera i kochanka, podobnie jak jego blond wybranka. Jemu jednak udaje się przejść na poziom wyżej dzięki kontaktom ze starszą, doświadczoną kobietą (Julianne Moore). To jest właśnie moment, gdy film (dotąd lekki, szybki i czasem zabawny) uderza w zbyt mocny ton. To uderzenia zagłusza wydźwięk filmu, bo zwyczajnie dotyczy spraw bardziej skomplikowanych i wysoce niejednoznacznych. To takie nagłe przejście na skróty w sytuacji, gdy potrzeba jeszcze przejść pewien dystans, aby widz także nabrał dystansu i uwierzył w całą historię. Mogło być lepiej ale nie jest źle, jak na debiut to jest wręcz dobrze.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz