Wschód – Zachód
„Mały Budda” to chyba
najbardziej mistyczny i sensualny film Bertolucciego jaki do tej pory
obejrzałem. Jego akcja (choć to słowo do niego nie pasuje) rozgrywa się na
dwóch płaszczyznach, które w pewnym momencie (fabularnie i dosłownie) się
przecinają i przenikają.
Na pierwszej z nich
Bertolucci opowiada historię księcia Siddharty, który widząc biedę, starość i
śmierć, nękany wątpliwościami, odchodzi od dotychczasowego życia i poddaje się
kontemplacji. Odkrywa w końcu prawidła rządzące światem, unika pokusy złego i
staje się Buddą (Oświeconym).
Na drugiej płaszczyźnie
widz poznaje Lamę Norbu, który w Ameryce odnajduje kolejne wcielenie swojego
zmarłego mistrza. Rodzice małego Jesse’go początkowo są (co naturalne) dość
sceptyczni wobec wizji reinkarnacji we własnym domu. Ostatecznie, chłopiec wraz
z ojcem trafiają na kilka tygodni do Bhutanu, aby wraz z dwoma innymi dziećmi,
Nepalczykiem i Hinduską, zostać poddani ostatecznym testom.