14 września 2015

Mały Budda (1993)



Wschód – Zachód


„Mały Budda” to chyba najbardziej mistyczny i sensualny film Bertolucciego jaki do tej pory obejrzałem. Jego akcja (choć to słowo do niego nie pasuje) rozgrywa się na dwóch płaszczyznach, które w pewnym momencie (fabularnie i dosłownie) się przecinają i przenikają.



Na pierwszej z nich Bertolucci opowiada historię księcia Siddharty, który widząc biedę, starość i śmierć, nękany wątpliwościami, odchodzi od dotychczasowego życia i poddaje się kontemplacji. Odkrywa w końcu prawidła rządzące światem, unika pokusy złego i staje się Buddą (Oświeconym). 

Na drugiej płaszczyźnie widz poznaje Lamę Norbu, który w Ameryce odnajduje kolejne wcielenie swojego zmarłego mistrza. Rodzice małego Jesse’go początkowo są (co naturalne) dość sceptyczni wobec wizji reinkarnacji we własnym domu. Ostatecznie, chłopiec wraz z ojcem trafiają na kilka tygodni do Bhutanu, aby wraz z dwoma innymi dziećmi, Nepalczykiem i Hinduską, zostać poddani ostatecznym testom.


2 września 2015

Uczta trwała cztery dni



Cytat z niedawnej wojny


„Wieczorem powietrze było suche, przejrzyste i panował odświętny nastrój. Ze wzgórza zbiegło stado bezpańskich świń, równie szalonych jak te, które utopiły się w Morzu Galilejskim, opętane przez demony. Żołnierze zastrzelili kilka. Ogień nie bardzo chciał się rozpalić, bo drewno zawilgło. Nenad wymyślił, żeby obedrzeć świnie z tłuszczu i dać go na podpałkę zamiast benzyny. Kiedy ułożyli świńskie sadło wśród gałęzi, te z łatwością się zajęły. Buchnęła z nich chmura dymu i pary, więc mięso przypaliło się i udusiło jednocześnie. Ludzie objadali się, maczając chleb w roztopionym sadle, które ściekało do garnków, i popijali śliwowicą. Jeden żołnierz zauważył, że w piekącej się świni kapie roztopione złoto i srebro. W świńskich żołądkach znaleźli ludzkie palce ze ślubnymi obrączkami, naszyjniki z krzyżykami, złote mostki. Wygłodniałe świnie pożarły swoich zabitych właścicieli. Z pieczystego wyciekło tyle tłuszczu, że żołnierze nasmarowali nim buty i broń. Uczta trwała cztery dni.”




Josip Novakovich, Prima Aprilis, Baobab, s.148

Przełożył Michał Kłobukowski