Don Jon wprost kojarzy się Don
Juanem. Tylko w tym filmie jest to Don Juan naszych czasów – bezpośredni, spakowany,
nażelowany i traktujący relacje międzyludzkie wielce powierzchownie.
Debiutujący reżysersko i scenariuszowo Joseph Gordon – Levitt stara się podołać
zadaniu, które sam sobie narzucił i udaje mu się to tylko częściowo. Don Jon
jest dużo lżejszą i bardzo luźną wariacją na tematy podjęte we „Wstydzie”
McQueena. Film, który w zamierzeniu pod warstwą lekkości miał ukrywać poważniejsze
zagadnienia, sprawdza się do chwili, gdy Gordon – Levitt nie zechciał wyciągnąć
wniosków.
![]() |
Źródło: http://www.connectsavannah.com |
Reżyser, scenarzysta i aktor w
jednej osobie opowiada tutaj o chłopaku, który ma dwa ulubione zajęcia:
ocenianie z kolegami dziewczyn na dyskotece a następnie „wyrywanie” tych z notą
powyżej osiem; zaspokajanie swoich niespełnionych fantazji i pożądania poprzez
oglądanie porno w Internecie. Do tego jeszcze można dołączyć kłótnie z
amerykańskim ojcem przy amerykańskim obiedzie z amerykańską matką przy
amerykańskiej telewizji u boku. Całość zamyka klamra w postaci regularnych
wycieczek do kościoła, spowiedzi z przygodnego seksu z kobietą i komputerem,
pokuty zaleconej przez zblazowanego księdza. Kołowrotek zdarzeń zwalnia, gdy
protagonista poznaje Barbarę (Scarlett Johansson), której przydziela oczywiście
„dyszkę” i tutaj zaczynają się jego kłopoty. Na kimś zaczyna mu zależeć (może
też dlatego, że Basieńka z początku odrzuca jego amory). I tak nasz birbant,
utracjusz i lowelas staje przed niezwykle trudną misją do realizacji – budową związku.
Zadanie okaże się tym trudniejsze, że zarówno on, jak i jego wystrzałowa
wybranka nie są pozbawieni wad a proces „docierania” okaże się nad wyraz trudny
dla obojga.
Bohater
przechodzi stopniową
przemianę, która w punkcie kulminacyjnym wydaje się niemal tak samo
naciągana,
jak przemiana Andrzeja Chyry w „Komorniku” – z kolan powstaje nowy
człowiek.
Niemniej, pojawia się tym filmie wiele prawdy. Jon słusznie konstatuje,
że „porno
jest lepsze niż real” i przekonuje się, że jak trudno stworzyć relację
opartą
na wzajemnym szacunku i zrozumieniu. W czasach, gdy wiele rzeczy jest
szybkie i
lekkostrawne, cierpliwość, konsekwencja i tolerancja są na wagę złota.
Jon jest
daleki od ideału partnera i kochanka, podobnie jak jego blond wybranka.
Jemu
jednak udaje się przejść na poziom wyżej dzięki kontaktom ze starszą,
doświadczoną kobietą (Julianne Moore). To jest właśnie moment, gdy film
(dotąd lekki, szybki i czasem zabawny) uderza w zbyt mocny ton. To
uderzenia zagłusza wydźwięk filmu,
bo zwyczajnie dotyczy spraw bardziej skomplikowanych i wysoce
niejednoznacznych. To takie nagłe przejście na skróty w sytuacji, gdy
potrzeba
jeszcze przejść pewien dystans, aby widz także nabrał dystansu i
uwierzył w
całą historię. Mogło być lepiej ale nie jest źle, jak na debiut to jest
wręcz
dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz