Tymczasem Pan Posłuszny wyniósł kilka zgniecionych
plastikowych butelek do specjalnego kontenera. Pomimo próśb administracji zamieszczonych
na windzie i na samym kontenerze, większość mieszkańców nie uważała za
potrzebne i stosowne, aby butelki zgniatać. Być może czuli podświadomie, że
będą tym samym podobni do zbieraczy puszek a może uważali, że nie warto się
dodatkowo przemęczać. A może do umysłów wyćwiczonych w PRL-u nie mogło w żaden
sposób trafić, że taka działalność podwyższa koszty wywozu śmieci. Pan
Posłuszny zadumał się chwilkę nad losem Polaka, który w codziennych kontaktach
międzyludzkich mówił, że brakuje mu „pieniędzy”. Przed kamerą lub mikrofonem te
same „pieniądze” stawały się śmiesznymi „pieniążkami”, tak jakby miały wartość
żetonów z Monopoly. Te właśnie pieniążki czy pieniądze przeciekały im przez
palce, gdy zdziwieni dostawali rachunek za wywóz nieczystości. A książki koło
windy zniknęły już na drugi dzień. Wciąż jest tak wielu potrzebujących słów otuchy i pociechy.
Zakładki
Etykiety
- Esej (1)
- Felieton (4)
- Historia (4)
- Impreza (3)
- Kultura i Społeczeństwo (6)
- Poezja (2)
- Poligon Poetów (2)
- Proza (2)
- Recenzja (13)
- Strzelnica (1)
- Sztuka (1)
- Wywiad (2)
29 stycznia 2014
Pan Posłuszny i życie blokowe
Pan Posłuszny znał dobrze miejsce na parterze, na wprost
windy. To tam mieszkańcy bloku zostawiali resztki chleba dla potrzebujących (a
może dla konia). Drugim takim miejscem był śmietnik (dokładniej zawieszenie
siatki na kontenerze) ale to chyba kłóciło się z nakazem moralnym, że chleba
wyrzucać nie należy. Parter w bloku był miejscem bezpieczniejszym i neutralnym,
raz tylko sprofanowanym przez nieczystości. Pewnego razu jednak Pan Posłuszny
zauważył, że zamiast zwyczajowych pozostałości, znalazły się tam zupełnie inne
przedmioty. Leżało tam kilka książek – Stary i Nowy Testament (wersje w małym
formacie), książeczka do nabożeństwa oraz … kodeks drogowy.
Znalezisko wzbudziło rozterki w jego umyśle. Czyżby ktoś uznał, że zamiast
strawy dla ciała bardziej potrzebna ludziom będzie teraz strawa duchowa? Ten
ktoś zwracał także dyskretnie uwagę, że warto poprawić swoją znajomość zasad
ruchu drogowego, aby uniknąć wypadku. Ten ruch, przy okazji ostatniego bicia
piany w mediach w sprawie pijanych idiotów rozbijających się po drogach,
urastał do rangi głosu niezadowolenia i nawoływał do opamiętania. Z drugiej
jednak strony, może to odkrycie świadczy o postępującej sekularyzacji życia w
Polsce. Zeświecczenie zdobywało kolejne obszary nawet na terytorium czerwonego
z natury Zagłębia. Temu komuś zabrakło jednak
odwagi, aby zerwać z religią w sposób wyraźny i jednoznaczny, gdyż wolał
podrzucić nieszczęsne wydawnictwa chyłkiem koło windy, aby nikt z okien bloku
nie zauważył jego ostentacyjnego zerwania z Kościołem. Ten ktoś uznał także, że
jest na tyle wyśmienitym kierowcą, że nie potrzebuje już kodeksu drogowego.
Plwa na kodeksy – jak Książę Bogusław z „Potopu” plwał na ichnie „testamenta” i
plwa na zasady moralne. Panu Posłusznemu przypomniał się wtedy husarz Lucuś z
opowiadania Mrożka, który walczył z systemem pisząc groźne hasła w ubikacji
dworcowej.
20 stycznia 2014
Wywiad z okazji wydania "Przekazów podprogowych"
Wywiad ze Patrykiem Chrzanem przeprowadzony przez Magdalenę Rebetę
http://www.okultura.bedzin.pl/index.php/component/content/article/2-uncategorised/26-archiwum-ab
Numer ze stycznia 2014 r, strona 8.
http://www.okultura.bedzin.pl/index.php/component/content/article/2-uncategorised/26-archiwum-ab
Numer ze stycznia 2014 r, strona 8.
8 stycznia 2014
Niebezpieczne związki - recenzja "Don Jona"
Don Jon wprost kojarzy się Don
Juanem. Tylko w tym filmie jest to Don Juan naszych czasów – bezpośredni, spakowany,
nażelowany i traktujący relacje międzyludzkie wielce powierzchownie.
Debiutujący reżysersko i scenariuszowo Joseph Gordon – Levitt stara się podołać
zadaniu, które sam sobie narzucił i udaje mu się to tylko częściowo. Don Jon
jest dużo lżejszą i bardzo luźną wariacją na tematy podjęte we „Wstydzie”
McQueena. Film, który w zamierzeniu pod warstwą lekkości miał ukrywać poważniejsze
zagadnienia, sprawdza się do chwili, gdy Gordon – Levitt nie zechciał wyciągnąć
wniosków.
![]() |
Źródło: http://www.connectsavannah.com |
Reżyser, scenarzysta i aktor w
jednej osobie opowiada tutaj o chłopaku, który ma dwa ulubione zajęcia:
ocenianie z kolegami dziewczyn na dyskotece a następnie „wyrywanie” tych z notą
powyżej osiem; zaspokajanie swoich niespełnionych fantazji i pożądania poprzez
oglądanie porno w Internecie. Do tego jeszcze można dołączyć kłótnie z
amerykańskim ojcem przy amerykańskim obiedzie z amerykańską matką przy
amerykańskiej telewizji u boku. Całość zamyka klamra w postaci regularnych
wycieczek do kościoła, spowiedzi z przygodnego seksu z kobietą i komputerem,
pokuty zaleconej przez zblazowanego księdza. Kołowrotek zdarzeń zwalnia, gdy
protagonista poznaje Barbarę (Scarlett Johansson), której przydziela oczywiście
„dyszkę” i tutaj zaczynają się jego kłopoty. Na kimś zaczyna mu zależeć (może
też dlatego, że Basieńka z początku odrzuca jego amory). I tak nasz birbant,
utracjusz i lowelas staje przed niezwykle trudną misją do realizacji – budową związku.
Zadanie okaże się tym trudniejsze, że zarówno on, jak i jego wystrzałowa
wybranka nie są pozbawieni wad a proces „docierania” okaże się nad wyraz trudny
dla obojga.
Bohater
przechodzi stopniową
przemianę, która w punkcie kulminacyjnym wydaje się niemal tak samo
naciągana,
jak przemiana Andrzeja Chyry w „Komorniku” – z kolan powstaje nowy
człowiek.
Niemniej, pojawia się tym filmie wiele prawdy. Jon słusznie konstatuje,
że „porno
jest lepsze niż real” i przekonuje się, że jak trudno stworzyć relację
opartą
na wzajemnym szacunku i zrozumieniu. W czasach, gdy wiele rzeczy jest
szybkie i
lekkostrawne, cierpliwość, konsekwencja i tolerancja są na wagę złota.
Jon jest
daleki od ideału partnera i kochanka, podobnie jak jego blond wybranka.
Jemu
jednak udaje się przejść na poziom wyżej dzięki kontaktom ze starszą,
doświadczoną kobietą (Julianne Moore). To jest właśnie moment, gdy film
(dotąd lekki, szybki i czasem zabawny) uderza w zbyt mocny ton. To
uderzenia zagłusza wydźwięk filmu,
bo zwyczajnie dotyczy spraw bardziej skomplikowanych i wysoce
niejednoznacznych. To takie nagłe przejście na skróty w sytuacji, gdy
potrzeba
jeszcze przejść pewien dystans, aby widz także nabrał dystansu i
uwierzył w
całą historię. Mogło być lepiej ale nie jest źle, jak na debiut to jest
wręcz
dobrze.
Subskrybuj:
Posty (Atom)